2011-03-10

Jak koty wkradły się do moich snów...


Miałam dzisiaj męczące sny. W jednym z nich Mela uciekła z transportera na dworze i nie mogłam jej znaleźć, wszędzie widziałam biedne czarno-białe koty; z zaropiałymi oczami, ranami, chude, brudne. A jej nigdzie nie było. Miałam poczucie winy, że przeze mnie znalazła się w obcym, niebezpiecznym miejscu. Pamiętam, że pocieszała mnie jedynie myśl, że jest wysterylizowana i że może jeszcze nie zapomniała jak to jest żyć na wolności...
Na szczęście w końcu ją znalazłam i mogłam się obudzić :)

Mela jest przekochana, to ten typ kota, który zdecydowanie musi być domowy. Nie, nie pakuje się jeszcze sama na moje kolana, ale chodzi za mną jak piesek pomiaukując i domagając się pieszczot - całkiem długich sesji pieszczot. Mogę ją łatwo wziąć na ręce i miziać na kolanach, a ona całą sobą tego chce.
I przychodzi do łóżka :)
A zanim zacznie jeść trzeba ją trochę pogłaskać...

Mia i Mela świetnie się razem bawią. Zresztą, cała czwórka super się bawi w różnych konfiguracjach. A że Mia jest już tak duża jak Mela (albo raczej: Mela jest tak mała jak Mia), to ich zabawa jest dość równa.

2 komentarze:

  1. Bardzo fotogeniczne te Twoje futrzaki - zdjęcia są zachwycające!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Midi! Takie piękne zdjęcie zawdzięczam prywatnemu fotografowi :)

    OdpowiedzUsuń