2010-12-01

Kot w pustym mieszkaniu

Tak często zdarza się, że do schroniska trafiają koty-seniorzy. Jak widzę ośmio-, trzynasto-, piętnastoletniego kota, który trafił do schroniska, bo: jest chory, znudził się, za głośno chrapie albo po prostu jego ukochany człowiek trafił do szpitala lub umarł - a dzieci nie chcą starego kota - serce mi się kraje. Wierni przyjaciele, długoletni towarzysze życia stają się niepotrzebnymi przedmiotami. Dla starego kota schronisko to wyrok śmierci. Wpadają w depresję. Nie chcą już żyć.

Przypomina mi się niezwykle wzruszający wiersz Wisławy Szymborskiej,
Kot w pustym mieszkaniu.

Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf sie zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz