2010-11-15

Jak to się zaczęło... Bisou.


21 września 2010 na forum miau pisałam:

Jestem w Prowansji. Jest tu dużo kotów i psów - niemal w każdym domu. Z tego co widzę, na ogół są to koty wychodzące - mają obróżki i często miskę suchej karmy (fr. croquettes) na parapecie. Oprócz nich, sporo jest kotów dzikich, którymi - przynajmniej w małym miasteczku - nikt się nie przejmuje. Jak wszędzie, muszą sobie radzić same.

W mojej (szybko się tu zadomowiłam...) okolicy mieszka dzika kotka z kociakiem. Kotka nie jest bardzo dzika, można ją głaskać, lubi pieszczoty i ociera się, ale bardzo ostrożnie podchodzi do ludzi i raczej ich unika - na wszelki wypadek. Kociak ma, na moje - niezbyt wprawne - oko max. 2,5 miesiąca. Może być starszy, ale jest leciutki i chudy. Nikt tych kotów na stałe nie dokarmia, pytałam o to. Zauważyłam, że matka poluje na ptaki - w miejscu, gdzie przebywają jest trochę piór. Zaczęłam je dokarmiać (mniej więcej raz dziennie)5 dni temu. Są bardzo wygłodniałe i z powodu głodu przełamują lęk. Matka już mnie wita, a skoro ona podchodzi, to i mały zaczął. Je nawet z mojej ręki, wczoraj dał się pogłaskać.

Tym przydługim wstępem chcialam Wam przybliżyć sytuację, żeby prosić o kilka odpowiedzi i radę.
W jakim wieku (kociaka) dzika kotka przestaje się nim opiekować?
Rozważam zaopiekowanie się maluchem na stałe, zabranie go do Polski. Będę tu jeszcze 2-3 tygodnie i zastanawiam się: czy w ogóle go brać, czy to dla niego dobre - czy też lepiej go zostawić na ulicy, w miejscu, które zna? Jeśli brać - jeśli tym mu nie zaszkodzę, a pomogę - to lepiej jak najszybciej, czy raczej dłużej oswajać go na wolności?
28 września:
No i ziółko prowansalskie jest już u mnie. Łapanie poszło dość gładko - wczoraj wieczorem zdradliwie porwałam go w trakcie jedzenia.
W domu nie drapał, nie syczał, nie wydawał żadnych dźwięków. Jadł z ręki. Ale miałam wrażenie, że jest po prostu w szoku, dlatego nie protestuje. Zasypiałam z nim na brzuchu.
Boi się gwałtownych ruchów i cofa przed ręką.
Zaskoczył mnie tym, że załatwił się już pierwszej nocy do kuwety(siku, kupa). Je i pije z chęcią. Tyle, że siedzi od rana pod łóżkiem i dziś zaczął syczeć...
5 października:

Dotarliśmy do Polski! Co więcej, 16 godzin w podróży, z czego 6 na moich kolanach - to był przełom w naszych stosunkach. Już nie syczy i nie boi się ręki. Na kolanach leżał wyciągnięty i rozluźniony - widocznie uznał, że to jest lepsze niż transporterek...
Zamierzałam go zamknąć w łazience po przyjeździe do domu, żeby oswajał się w małej przestrzeni. Tak też zrobiłam, ale jak zaczął miauczeć, TŻ nie wytrzymał i przyniósł go do łóżka. Po krótkim zwiedzaniu mieszkania wrócił, żeby zasnąć na poduszce nad moją głową. Wciąż jednak w dzień i, co gorsza, na stojąco, jesteśmy przerażający ;)
Ale jak tylko zasłonię okna i kładę się na łóżku, dzikus wychodzi z ukrycia i baraszkuje - bawi się zabawką na wędce i urządza gonitwy za piłką. A potem kładzie się na poduszce i zasypia wyciągnięty :)

7 października:
Kotek zdrowy jak ryba, wet się nawet zdziwił po zajrzeniu do paszczy, że nie ma śladów kalici(kaliciwirusa, jak rozumiem). Na oczku ma bliznę po zadrapaniu i wgniecioną źrenicę, ale wet mówi, że to tylko kosmetyczny problem, nie wpływa na jego wzrok. Sprawdził to jakimś odczynem fluorescencyjnym, żeby określić, czy to stare, czy jeszcze na tyle świeże, żeby usunąć. Stare. Można podobno później spróbować rozluźnić ten zrost. A, wg weta kot ma 3 miesiące. Dzisiaj spotkanie z Cookiem...
8 października:
 
Bizu potrzebuje na pewno jeszcze trochę czasu... Spotkanie z Cookiem zaczęło się niefortunnie, bo Bizu usłyszał psa i wpadł w totalną panikę, zjeżony i przerażony prychał i wył na wszystko, więc trzeba było go szybko schować. I niestety do tej pory nie miały bezpośredniego kontaktu, wyją i syczą na siebie z daleka, ale jeszcze się nie obwąchały. Pewną dodatkową trudnością jest to, że Francuz musi być zamknięty w bezpiecznym miejscu, nie może chodzić swobodnie po domu, żeby nie zadekował się gdzieś na dobre, bo on się niestety bardzo boi wszystkiego. Nie chodzi, tylko przemyka jak cień i na ogół siedzi skurczony w kąciku.
Jest już i tak ogromny postęp, bo łatwiej się rozluźnia na kolanach i więcej mruczy, ale chyba długa droga przed nami.
Za to Cookie sprawił mi ogromną radość, bo bałam się, że mnie nie pozna, że będzie obcy(po miesiącu), a on spędził całą noc wtulony we mnie i jest tak samo cudowny jak przed rozłąką :D 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz