2010-11-17

Cookie i Bisou - znowu w dwójkę


Spodziewałam się widocznej tęsknoty za Czarną ze strony Bisou, jednak nic takiego nie nastąpiło. Koty nieustannie mnie zaskakują. Na przykład, kiedy budzę się z Bisou na głowie, podczas gdy zasypiałam w rytm mruczenia Cookiego :)
Wyjazd małej spowodował, że Bisou zwrócił się bardziej - z powrotem - w naszą stronę. Nie chodzi już po domu płacząc i śpiewając, zamiast za małą - gania za piłką, wrócił też do spania w łóżku. Bardzo mnie to cieszy!
Mała dzisiaj deptała swoich dużych w nocy, więc mniej się o nią martwię.
Kotka była u nas 12 dni, zdecydowałam się zabrać ją do siebie, kiedy wszyscy jej bracia i siostry wyjeżdżali do nowych domów, a ona miała czekać aż do 15 listopada. Zostałaby zupełnie sama, w miejscu, w którym nie miała szans na oswojenie - skoro przez dwa tygodnie pobytu w owym domu nie było postępu. To dlatego, że kocięta nie mieszkały w domu z ludźmi, tylko w suszarni w suterenie. Nie miały kontaktu z człowiekiem, poza karmieniem i sprzątaniem. Były bezpieczne, ale nie miały szans się oswoić - kiedy je zabierałysmy, wszystkie były tak samo dzikie jak dwa tygodnie wcześniej, zaraz po złapaniu.
Oswajanie małej szło trochę wolniej niż Pioruna. Myślę, że to przez te dwa tygodnie w niewoli, bez miłości i bliskości człowieka. Piorun trafił do nas prosto z zimna i głodu, więc szybko rozpłynął się pod wpływem pieszczot i miłości. Ona pozostawała nieufna i płochliwa, mimo że pokochała mizianie i mruczeniem przewyższała nasze koty. Z nią trzeba było postępować inaczej niż z Piorunem. Szybciej wypuścilismy ją z łazienki, bo kuweta nie stanowiła problemu, a miałam wrażenie, że kontakt z Cookiem i Bisou przyspieszy proces oswajania. I tak się stało. Zapatrzona w chłopaków malutka naśladowała mistrza Cookiego. Noce chętnie spędzała w łóżku, przytulona do mojej głowy - tak, jak Cookie. Tak jak on również ocierała się o nogi, kiedy przygotowywałam jedzenie i chodziła za mną do łazienki.
Stała się niesamowitym pieszczochem - i pieszczoty odwzajemniała. Bardzo lubiła lizać nas po twarzy: spokojnie wylizywała powieki, policzki, nos swoim szorstkim językiem. Tak intensywnie to robiła, że niekiedy zaczynała iskać - co dla powieki było odrobinę zbyt mocną pieszczotą...
Zamiast spodziewanej rozpaczy Bisou - odzyskaliśmy kota :) Nie czujemy też wielkiej pustki z powodu jej braku. Być może znaczy to, że nie była nam przeznaczona i trafiła na swoje miejsce?
Cookie zaliczył dzisiaj wizytę u weta. W transporterku, który - jak się okazało - bardzo lubi, bo nieraz znajduję go w środku :) Cookie jest spryciarzem i wariatem, niczego się nie boi - jak kaskader Bobo z reklamy Friskies :) Skacze po meblach, wyskakuje w górę na wysokość 2/3 framugi czy okna balkonowego, robi salta w powietrzu i zawsze pierwszy jest przy drzwiach. Musiałam opracować system wychodzenia z domu, żeby kot nie prześliznął się między nogami. Wielką frajdę sprawia mu ucieczka na klatkę schodową; zbiega błyskawicznie piętro niżej i tam czeka, aż po niego przyjdę... Parę dni temu nauczył się otwierać drzwiczki szafki, w której stoi śmietnik - i się opłaciło, znalazł kawałek surowego korpusu kurczaka... Dobrał się od zewnątrz do misek transportera, w których było trochę suchego (na przekupstwo, jak jedziemy do weta). Wczoraj natomiast zaskoczył wszystkich próbując wypuścić małą z transportera... Chwycił zębami za klamkę i ciągnął. Nie udało się zębami, to może łapką? Niewiele brakowało... mogę się spodziewać, że jeszcze opracuje sposób :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz