2010-11-16

Kot dla czarownicy. Oswajanie Pioruna

Dzisiejszy dzień zaczął się - jak zwykle - wcześnie... A pobudka wyglądała mniej więcej tak, jak w tym filmiku: Simon's Cat.


Nadszedł czas rozstania się z Oczko vel Lizzie vel Mała Czarna - dzisiaj pojedzie już do swojego domu. Myślę, że to w takim razie dobry moment, żeby opowiedzieć jej historię.
Oczko wraz z czworgiem rodzeństwa urodziła się prawdopodobnie w baraku na opuszczonej działce. Przez pierwsze tygodnie życia kocięta bawiły się i dorastały pod czujnym okiem swojej mamy. Dokarmiała je Patrycja, ale mimo to zarówno mama, jak i kocie dzieci były zupełnie dzikie. Ich nieszczęściem była bliskość bardzo ruchliwej ulicy. Pod koniec października spotkała je tragedia, która przewróciła znajomy świat do góry nogami: ich mama zginęła pod kołami samochodu. Zrobiło się zimno i zaczął doskwierać głód, zniknęło poczucie bezpieczeństwa.
I wtedy wkroczyli ludzie. Dzięki Izie, Patrycji i Marcie najpierw udało się złapać cztery kociaki, które trafiły do pewnej pani pomagającej kotom na "przechowanie" do czasu znalezienia im domów. Były to cztery czarne jak smoła kocięta, trudno było je od siebie odróżnić...



Czwarty kociak był inny - jak się później okazało - dymny.  Nie dał się złapać przez kolejne cztery dni, mimo wielu prób. Bardzo się o niego bałyśmy, bo noce stawały się coraz zimniejsze, a on został całkiem sam, przerażony. W końcu, we wtorek, odbieram telefon: "Jest!" Od razu zawiozłyśmy go do lecznicy na odrobaczenie i odpchlenie. We mnie już wtedy rodziła się myśl, żeby tego ostatniego oswajać w domu, żeby poznał wszystkie domowe dźwięki i miał ciągły kontakt z człowiekiem. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.
Kocurek był tak przerażony, że ze strachu atakował. Nasz kontakt zaczął się od wyciągania go spod szafy w gabinecie weterynaryjnym, kiedy - ku naszemu zaskoczeniu - okazało się, że kot potrafi latać... Po otwarciu drzwiczek transportera wystrzelił jak kula armatnia i, wywracając wszystko po drodze, uciekł w panice na oślep do drugiego pomieszczenia. Próbował wchodzić po ścianie, byle uciec. Ugryzł mnie, Izę podrapał, a jego ostatnią ofiarą była tubka z vetminthem, której odgryzł czubek. Ale udało sie, zjadł pastę na odrobaczenie i dostał kropelki odpchalające na kark. Trafił spowrotem do transportera, a ja już byłam pewna, że biorę go do nas.
W domu dostał do dyspozycji łazienkę. To bardzo ważne, żeby taki mały dziki kotek miał ograniczoną przestrzeń, w której nie będzie mógł uniknąć kontaktu z człowiekiem. Od razu również postanowiłam pokazać mu, że lubi pieszczoty, tylko jeszcze o tym nie wie...
Kociak w łazience zrobił to samo, co u weterynarza. Dosłownie latał po ścianach, wspinał się po kaflach pionowo w górę, syczał, prychał i - przyparty do muru - rzucał się na ręce, czy twarz. Nie dałam za wygraną. Miałam na rękach grube rękawice i w zanadrzu ręcznik, wiedziałam też, że nie mogę się bać - wystarczy, że on umiera z przerażenia.
Po złapaniu, zawinęłam go w ręcznik, tak, żeby nie mógł uciec, ani mnie podrapać. Krzysiek podał mi miseczkę z ciepłą wodą i waciki... Spokojnie, sukcesywnie, zaczynając od tyłu głowy, zaczęłam go "głaskać" ciepłym, wilgotnym wacikiem, naśladując wylizywanie. Kociak zaczął mruczeć. Godzinę później nie potrzebowałam już ręcznika, a maluch nadstawiał do głaskania brzuszek, prężył się na kolanach i bawił się palcami - mrucząc przez cały czas. Spędził cały wieczór na naszych kolanach.
Oto Piorun pierwszego wieczoru:


Piorun - bo tak został nazwany przez swoją nową opiekunkę Gosię - był pierwszym kotem, który trafił do nas "na chwilę". Jego oswajanie poszło piorunem, dając nam ogromną satysfakcję. Już następnego dnia bez problemu obcięłam mu pazurki, jadł z ręki i ocierał się o twarz. Okazało się, że uwielbia pieszczoty i przy każdym dotyku włącza mruczando :) Jak tylko nauczył się korzystać z kuwety, wypściliśmy go z łazienkowej niewoli. Był u nas tylk 2,5 dnia - gdyby został dłużej, chyba nie dalibyśmy rady się z nim rozstać. A tak ma swój dom i całą miłość człowieka dla siebie :) Cudowny kot!


            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz